Krzysztof Zalewski: “Każdy niezależnie od tego, jak się stylizuje, nosi w sercu potrzebę miłości” [WYWIAD]
Należy do czołówki polskiej sceny muzycznej, chociaż droga na szczyt nie była dla niego prosta. Krzysztof Zalewski, kilkukrotny laureat “Fryderyków” – najważniejszej nagrody w branży – i autor takich hitów jak “Miłość Miłość” i “Polsko” oraz współautor uwielbianego przez słuchaczy “Początku”, powraca po 4 latach z autorskim materiałem. Spotykamy się z nim okazji premiery płyty “ZGŁOWY” i rozmawiamy m.in. o tym, co jest najlepszego w byciu muzykiem, czy tworzenie jest dla niego terapeutyczne oraz czy miłość to niewyczerpane źródło inspiracji.
- Aleksandra Jóźwiak
Aleksandra Jóźwiak: Nawiązując do tytułu Twojej premierowej płyty, co w wieku 40. lat masz już „z głowy”?
Krzysztof Zalewski: Na pewno mam z głowy młodzieńcze zastanawianie się, kim będę, jak dorosnę. Bo już jestem dorosły. Wiesz, te wszystkie marzenia o wiecznej młodości czy karierze sportowej raczej się nie spełnią, choć kto wie – może jeszcze kiedyś uda się osiągnąć coś na międzynarodowej scenie, jak to zrobił chociażby Iggy Pop po 60-tce. Ale rzeczywiście – to, co mam teraz z głowy, to nadmierne przejmowanie się tym, jak mnie widzą inni. Zbliżam się do momentu, w którym to, co myślą o mnie inni, nie ma już takiego znaczenia.
A zrobiłeś jakieś podsumowanie z okazji 40. urodzin? To była dla Ciebie ważna data?
Tak, była to ogromna data. Myślałem, że mnie to nie ruszy, ale przez tydzień miałem doła. Spędziłem swoje urodziny na scenie, najpierw w Warszawie, gdzie zaśpiewano mi „Sto lat”, potem w Poznaniu, i mimo wszystko ten dół minął. A rachunek sumienia staram się robić codziennie, ale już nie wracam do przeszłości. Wiem, co w życiu schrzaniłem, a co zrobiłem dobrze. Teraz skupiam się na tym, co mogę poprawić w tym momencie.
Powiedziałeś o płycie “ZGŁOWY”, że jest to najbardziej szczery i bezpośredni album, jaki napisałeś. Co sprawiło, że w Twojej głowie puściły jakieś blokady i postanowiłeś się odsłonić?
Myślę, że to przyszło z wiekiem, doświadczeniami. Doszedłem do momentu, w którym przestałem się przejmować tym, jak mnie oceniają inni. Nie jestem już na etapie, że próbuję za wszelką cenę być postrzegany jako fajny, przystojny czy inteligentny. Jestem, jaki jestem. W moich tekstach teraz opowiadam bardziej wprost o sobie, o przeżyciach, które są uniwersalne – o miłości, stracie, rozczarowaniu. Wydaje mi się, że to jest coś, z czym każdy się mierzy.
Robienie muzyki to dla Ciebie forma autoterapii?
Pisanie muzyki jest dla mnie przede wszystkim frajdą, pewnego rodzaju rozrywką. Czasem traktuję to jako formę medytacji – po prostu siadam, improwizuję i pozwalam sobie płynąć. Teksty są bardziej autoterapeutyczne. Pomagają mi zmierzyć się z różnymi rzeczami, które noszę w sobie – z żalem, wyrzutami sumienia. To trochę taki sposób na rozliczanie się z samym sobą.
Na płycie “ZGŁOWY” znajduje się utwór "Sztormy i ulewy", który można zrozumieć jako refleksję nad tym, że kiedy człowiek poczuje się w życiu pewnie w kontekście relacji, zazwyczaj przychodzi moment, w którym grunt usuwa się spod nóg. Śpiewasz o tym, że jednym ze sposobów na poradzenie sobie z tym, jest odnalezienie spokoju w sobie. Czy ty już go odnalazłeś?
Odnajduję go. Czasem udaje mi się go złapać, czasem znika, ale wraca. "Sztormy i ulewy" to piosenka o rozstaniach, o tym, jak kończą się relacje, co zawsze boli, ale trzeba przez to przejść. To właśnie spokój, świadomość, że burze przeminą, pozwala przetrwać. Szukanie w sobie tej wewnętrznej odporności, by nie walczyć z życiem, ale pozwolić, żeby wszystko przepłynęło przez nas, to dla mnie klucz.
Miłość i relacje międzyludzkie to tematy, które często pojawiają się w Twojej twórczości. Uważasz, że nieszczęśliwa miłość uszlachetnia?
Nie, nie uszlachetnia. To mit, w którym wszyscy byliśmy wychowani. Można wyciągnąć z tego jakieś lekcje, można przekuć cierpienie w coś pozytywnego, ale to nie jest coś, co czyni człowieka lepszym. W mojej piosence "Kochaj" jest ten moment, kiedy twardziel odsłania się i pokazuje, że każdy, niezależnie od tego, jak się stylizuje, nosi w sercu potrzebę miłości. Ale jest też druga strona, rozpaczliwe wołanie “kochaj mnie tak, jakbym był tego wart”. To jest to błędne przekonanie o tym, że szczęście i spełnienie znajdziemy w drugiej osobie. Najpierw trzeba samemu sobie dać to szczęście i siebie utulić.
A czy Ty jesteś dla siebie życzliwy? Przytulasz już siebie?
Bywam. Dzisiaj na przykład jeszcze nie byłem, ale jest jeszcze w miarę wcześnie. Staram się, bo wiem z doświadczenia, że biczowanie siebie do niczego nie prowadzi. Weźmy takie koncerty. Gram i nagle w trzeciej piosence popełniam błąd. Zauważają to może dwie osoby, ale ja mam z tym problem i zaczynam się mentalnie biczować. Kiedyś psułem sobie przez to cały występ. Teraz potrafię to odpuścić – myślę sobie: „Ok, dobra, teraz zagraj kolejny numer lepiej, wyprowadź się na prowadzenie”.
Koncerty to najlepsza rzecz w byciu muzykiem?
Tak, w mojej pracy nie ma nic piękniejszego niż koncerty. Czasami jestem zmęczony, wydaje mi się, że nie chcę już występować, a potem wychodzę na scenę i po 30 sekundach fruwam. Ciało samo przełącza się w inny tryb. Bardzo to lubię.
Zastanawiałeś się już czy płyta “ZGŁOWY” odniesie komercyjny sukces? Stresujesz się tym, jak zostanie przyjęta?
Oczywiście, że myślałem o tym. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie. Ta płyta jest bardziej alternatywna, surowa, zdecydowanie rockowa, w porównaniu do mojej wcześniejszej twórczości. Nagrywaliśmy wiele rzeczy na żywo, więc to zawsze jest trochę ryzykowne. Ale nigdy nie kalkulowałem i nadal tego nie robię. Uważam, że te piosenki są proste i mogą trafić do szerszej publiczności. Mam nadzieję, że ludzie są już zmęczeni muzyką robioną na komputerze – idealną, ale sztuczną. Może wraca potrzeba żywej, nieco niedoskonałej muzyki, która ma w sobie coś prawdziwego. Zobaczymy.
To ciekawe, bo w ostatnich latach króluje hip-hop, a Ty sam nawiązywałeś do niego na swojej płycie. Myślisz, że trend zaczyna się zmieniać i nastąpi wielki powrót gitarowej muzyki?
Oby! Bardzo bym się ucieszył, bo lepiej gram na gitarze niż rapuje (śmiech). Ale nie mam szklanej kuli, więc nie jestem w stanie przewidzieć przyszłych trendów. Zawsze byłem o jakieś 10 lat spóźniony z modami muzycznymi. Rzeczywiście, rap był ostatnim autentycznym wyrazem buntu, szczerej wypowiedzi – społecznej czy osobistej. Ale nawet on się mocno skomercjalizował. Teraz wiele osób w rapie śpiewa tylko o pieniądzach, kobietach i drogich samochodach. To się robi nudne.
Powiedziałeś kiedyś, że media społecznościowe zepsuły nas jako społeczeństwo. Co dokładnie masz na myśli?
Zdecydowanie media społecznościowe mają na nas ogromny wpływ. Zmieniły naszą koncentrację – kiedyś słuchałem całych albumów, teraz trudno mi wytrwać nawet do końca jednego utworu. To jest też uzależnienie od dopaminy – lajki, notyfikacje, scrollowanie. Ludzie, którzy teoretycznie mają setki przyjaciół, są coraz bardziej samotni. Jestem w parku i widzę pary, które idą na romantyczny spacer, siadają na łące i każdy jest zatopiony w swoim telefonie. Media społecznościowe są złodziejem czasu i relacji. Jesteśmy jeszcze bardziej samotni, wyizolowani, żyjemy w poczuciu natychmiastowego kontaktu z całym światem. A tak naprawdę nawet nie znamy nazwisk swoich sąsiadów.
Wspierasz społeczność LGBTQ+, solidaryzujesz się w walce o równouprawnienie mniejszości seksualnych. A czy nazwałbyś siebie feministą?
Tak, myślę, że tak. Jestem za równouprawnieniem płci. Wychowałem się z samotną mamą, więc wiem, z czym kobiety się borykają – czy to w kwestii nierówności płac, czy protekcjonalnego traktowania. Kobiety muszą często udowadniać swoją wartość trzy razy bardziej niż mężczyźni. Więc w tym sensie jestem feministą.