Reklama

W tym artykule:

  1. Florence Pugh wspomina traumatyczny czas na planie „Midsommar. W biały dzień”
  2. Joaquin Phoenix zemdlał na planie „Bo się boi”. Ari Aster ujawnia kulisy zdarzenia
Reklama

Florence Pugh wspomina traumatyczny czas na planie „Midsommar. W biały dzień”

Ari Aster zasłynął jako twórca niepokojącego horroru „Dziedzictwo. Hereditary” z Toni Collette w głównej roli. Film został zapamiętany między innymi dzięki scenie, w której Alex Wolff niemal złamał nos, uderzając o szkolną ławkę i doznał kilku innych poważnych urazów. „Pamiętam, jak krew kapała wszędzie, nie mogłem ruszać ręką, moja cała kostka była spuchnięta – wyglądała jak balon” – opowiadał aktor. Równie intensywne doznania ma za sobą Florence Pugh. Gwiazda wystąpiła w przerażającym „Midsommar. W biały dzień”. Roli nie przepłaciła co prawda ubytkami na zdrowiu, ale za to ucierpiała jej psychika.

W podcaście Off Menu zdradziła, jak czuła się, grając bohaterkę zmagającą się z rodzinnymi trudnościami. Jeśli horrory oglądacie tylko przez palce, przypominamy, że Dani za namową chłopaka trafia do odizolowanej społeczności hołdującej pradawnym zwyczajom. Wśród swojskich szwedzkich krajobrazów osobiste problemy ustępują miejsca krwawym rytuałom. „Nigdy wcześniej nie grałam kogoś, kto tak bardzo cierpi. Każdego dnia fabuła stawała się coraz dziwniejsza i trudniejsza do odegrania. Wbijałam sobie do głowy coraz bardziej ponure obrazy. Pod koniec zdjęć tak naprawdę znęcałam się nad sobą, aby jak najlepiej wejść w rolę” – opisuje z perspektywy czasu Pugh. Dodała, że po wszystkim dręczyły ją wyrzuty sumienia i było jej żal fikcyjnej postaci. „Czułam, jakbym ją tam porzuciła w takim stanie, to było dziwne. Stworzyłam tak smutną postać, że czułam się winna”.

"Sanktuarium"
serwis prasowy

Joaquin Phoenix zemdlał na planie „Bo się boi”. Ari Aster ujawnia kulisy zdarzenia

Mimo dramatycznych relacji aktorów Ari Aster nie rezygnuje z mrocznej atmosfery i nadal popycha obsadę do przełamywania własnych słabości. Jednocześnie reżyser otwarcie przyznaje, że „ekscytuje go robienie filmów, które nie powinny powstać”. Wysoko postawioną poprzeczkę musiał przeskoczyć ostatnio Joaquin Phoenix. Zdobywca Oscara zagrał w czarnej komedii „Bo się boi” opowiadającej o mężczyźnie nękanym przez wszechobecne lęki.

Okazuje się, że prace na planie przerwał przykry incydent z udziałem gwiazdora. Szczegółami podzielił się sam filmowiec po przedpremierowym pokazie wyczekiwanej produkcji. Do potencjalnie niebezpiecznej sytuacji doszło, gdy kamera rejterowała sekwencję z udziałem innych aktorów. „To była bardzo wymagająca scena dla Patti [LuPone – przyp. red.], obiektyw był skierowany w jej stronę – nie na niego – a on nagle się przewrócił”. Mimo iż omdlenie mogło wynikać z przepracowania lub zbyt silnych emocji Aster przyznał, że początkowo zareagował złością.

„Byłem naprawdę wkurzony, bo to było udane ujęcie. Czułem się zdezorientowany, więc spojrzałem w tamtym kierunku, a on leżał tam bez ruchu”.

Następnie podkreślił, że aktor otrzymał niezbędną pomoc, a nawet zaczął romantyzować całe zajście. „Wiedziałem, że jest z nim źle, ponieważ pozwalał ludziom się dotykać, opiekowali się nim, a on nie wyrażał sprzeciwu. Chodzi mi o to, że zemdlał w trakcie sceny skupionej na kimś innym, nie było go w kadrze, pomagał innym członkom ekipy do tego stopnia, że upadł. To, że to zrobił, było bardzo poetyckie”.

Reklama

Czy podobne wyznania na nowo rozgrzeją dyskusję na temat warunków pracy w branży rozrywkowej i akceptowalnych granic poświęcenia się dla roli?

Netflix: nowości kwiecień 2023
serwis prasowy
Reklama
Reklama
Reklama