Jakub Gierszał: "Staram się w każdej roli znaleźć jakiś odpowiednik, który noszę w sobie" [WYWIAD]
Jest jednym z najbardziej rozchwytywanych i zdolnych polskich aktorów. Jakub Gierszał ma na koncie wiele niezapomnianych ról na dużym ekranie, a każda jego postać na długo zostaje w pamięci widza. Tym razem spróbował swoich sił jako dziennikarz Michał Kutera w słuchowisku Storytel “Arka. Niebo” na podstawie scenariusza Jakuba Żulczyka i Piotra Rogoży. Zmrozi Was ta rola i udowodni, że Jakub to aktor o wielu twarzach (i wielu tonacjach głosu). W rozmowie z ELLE.pl opowiada o aktorskich wyzwaniach, wewnętrznym rozerwaniu, najważniejszych życiowych rolach. I o sektach. Dlaczego właśnie o nich? Przekonajcie się sami.
Odsłuchałam “Arkę Niebo”w Storytel i naprawdę miałam gęsią skórkę. Mało która historia, zwłaszcza audio, tak przeraża... Co Ciebie przyciągnęło w tym scenariuszu na tyle, że zdecydowałeś się odegrać główną rolę?
Przyszło do mnie zapytanie, a słuchowisko nie jest takim moim typowym aktorskim zajęciem. Chciałem sprawdzić się w tej formie. Kiedyś trochę nagrywałem słuchowiska historyczne, ale to był zupełnie inny styl. Tu mamy współczesną historię, mix gatunku thriller – horror, ciekawą fabułę, która trzyma w napięciu. Na dodatek ze scenariuszem Żulczyka i Piotra Rogoży. Zgodziłem się.
W związku z tym, że “Arka. Niebo” jest poniekąd luźno, ale jednak inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, czy Ty zgłębiałeś tę prawdziwą historię sekty z lat 90.?
Oczywiście słyszałem o sekcie Niebo i generalnie interesują mnie tego typu fakty dotyczące różnych kultów na świecie. Dokumenty typu “Dzieci Boga” czy nawet ostatni dokument o Jimmym Jones’ie. To są dla mnie na swój sposób fascynujące światy. Wiesz, zastanawiam się, jak można stworzyć coś takiego, jak to jest możliwe, żeby wejść w takie realia jako człowiek. Chyba trzeba być bardzo zagubionym, żeby dać się złapać i nabrać w taki sposób. W tym słuchowisku mamy przede wszystkim do czynienia z fikcją, osadzoną na prawdziwych wydarzeniach, ale jednak fikcją. Fabuła z retrospekcjami osadzona jest w dość ciekawych latach, przełomowych dla Polski.
Jak myślisz, dlaczego to właśnie w tamtych latach sekty i grupy kultu były wyjątkowe w naszym kraju popularne? Dlaczego właśnie wtedy ludzi tak mocno ciągnęło do tego typu wspólnot?
Po tym przełomie politycznym, o którym wspomniałem, nastąpiła jakaś zmiana świadomości społecznej i był to jakiś rodzaj zagubienia. Lata 90. to był boom scjentologów, wydaje mi się. Wrażliwe jednostki we wrażliwym społeczeństwie były podatne na wpływy. Sekty żerują jednak na słabości, braku poczucia własnej wartości i nie ma to nic wspólnego z moralnym kręgosłupem. Tak się dzieje w kryzysie, a zmiany polityczne to jednak jest swego rodzaju kryzys. Finalnie te zmiany wychodzą na dobre, ale na początku bardzo trudno się do nich przyzwyczaić.
To fakt. Czy postać dziennikarza Michała Kutery była dla Ciebie rolą trudną? Fascynującą? Co w nim polubiłeś? Pytam szczególie w kontekście faktu, że tu nie grasz obrazem, a jedynie głosem.
Właśnie dlatego chciałam sprawdzić się w tej formie jako aktor. Popracować nad tembrem głosu, emocjami. Co do Michała Kutery – ta postać spełnia jedną z najważniejszych dla mnie rzeczy jeśli chodzi o dramaturgię. To człowiek postawiony w sytuacji krańcowej - ktoś, kto żyje w swoistym śnie. Żyje sobie w codziennej rutynie, w swoim M3 gdzieś na Urysnowie. Ma żonę, wyczuwamy, że się kochają, ale to jest rodzaj takiego ot żyćka. Generalnie godzi się z tym jaki jest, nie jest w sumie zadowolony, ale jakoś to życie mu płynie. I wtedy dostaje sygnał, call, żeby dowiedzieć się czegoś więcej, wyjść ze swojej strefy komfortu, zgłębić przeszłość i sprawdzić co się stało z jego ojcem. Co się wydarzyło, dokąd pojechał, jakie były jego dalsze losy po tym jak wstąpił do sekty. Wydaje mi się, że postawienie bohatera w sytuacji trudnej to jest ciekawe wyzwanie dla aktora. Kutera próbuje się czegoś desperacko dowiedzieć o przeszłości, bo walczy de facto o siebie.
Co jest takiego szczególnie wyjątkowego w pracy z głosem? Czy jest to trudniejsze od klasycznego grania, czy wbrew pozorom łatwiejsze?
Przed kamerą można wykorzystać więcej elementów: ciało, twarz, oczy, gesty. W tym przypadku trudność polega na tym, że wszystko jest skondensowane i wiele rzeczy musi wydarzyć się w wyobraźni. Przynajmniej ja miałem takie poczucie, że przy czytaniu myślę obrazami. Wyobrażamy sobie jak wygląda nasza postać, jak wygląda droga, którą jedzie konkretne auto, jak wygląda las, przez który idziemy z ojcem. To zupełnie inne doświadczenie niż praca na planie, dla mnie osobiście trudniejsza.
Śledząc Twoją filmografię można się pokusić o stwierdzenie, że wybierasz raczej skomplikowane postaci. Takie role przychodzą do Ciebie same czy po prostu nie lubisz łatwych spotkań? Nawet ostatnia postać Lecha Wilczka z "Simony Kossak" nie jest taka znowu łatwa i prosta do zinterperetowania, prawda?
Myślę, że masz rację, że trochę tak jest, a trochę to jednak przychodzi do mnie. Zawsze kiedy widzę na papierze bohatera, staram się go pogłębić, najczęściej we współpracy z reżyserem czy scenarzystą. Przy “Doppelgängerze” czy “Białej odwadze” miałem bezpośrednie spotkania na temat swojej postaci. Czego można jeszcze poszukać, co z niej wyciągnąć. Czasem trzeba szukać dodatkowych napięć, żeby koniec końców zbudować ciekawszą rolę. Może rzeczywiście podświadomie odrzucałem role, które od początku wydawały mi się jednowymiarowe…? Ale chyba o to chodzi, żeby jednak szukać i pogłębiać postaci, które jeydnie z pozoru mogą wydawać się jednowymiarowe.
Wiem, że grając w filmie dajesz z siebie wszystko w przygotowaniach do roli. Masz może listę swoich ulubionych bohaterów filmowych, którzy zostaną z Tobą na zawsze? Z którymi się utożsamiasz?
Staram się w każdej roli znaleźć jakiś odpowiednik, który noszę w sobie. Wydaje mi się to wyznacznikiem tego, że mogę w ogóle daną postać spróbować zagrać. Czasem mam do czynienia z bohaterem zupełnie pozamykanym, jak w przypadku “Doppelgängera” i ja to pozamykanie realnie odczuwałem. Odczuwałem dyskomfort tej postaci. Pamiętam, że jak tylko skończyłem ten film, miałem poczucie uwolnienia od tej emocji. Wyciągam sobie wtedy wnioski, żeby starać się w życiu nie wprowadzać w takie sytuacje jak filmowy bohater, więc to na mnie autentycznie wpływa. Myślę, że w zawodzie aktora chodzi głównie o empatię.
Mam też tak, że ważne są dla mnie wydarzenia. Na przykład mój pierwszy film, debiut „Wszystko, co kocham” zawsze będzie jednym z najbardziej pamiętnych w życiu. Taka szansa, którą dostałem jako bardzo młody człowiek od Jacka Borcucha i Michała Englerta.
To świetny prowadzący duet jak na debiut.
Dokładnie. Na etapie studenta szkoły filmowej to było absolutne spełnienie moich marzeń – dostać się na plan filmowy. Być tam, chłonąć, zobaczyć jak się w ogóle robi filmy. Takich rzeczy nigdzie poza planem się nie nauczysz. To była wtedy niedostępna, tajemna wiedza i tak wielkie przeżycie, że naznaczyło moje dalsze losy.
A co jeszcze posunęło Twoją karierę do przodu? Jakieś niezwykłe spotkanie, przeżycie na planie?
Wydaje mi się, że jedno z takich niezwykłych spotkań przeżyłem w Danii przy filmie, który nigdy nie miał w Polsce dystrybucji ani premiery. Nazywał się „The Giraffe”. Miał mocny feministyczny akcent, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Opowiadał o relacji starszej kobiety z dużo młodszym chłopakiem z Polski. Love story, ale nie tylko. Główną rolę w „The Giraffe” grała Lisa Loven Kongsli, Norweżka, która zagrała też główną rolę w filmie „Turysta”.
Widziałam ten film. Opowiadał o lawinie, która zaważyła na losach pewnego małżeństwa z dziećmi.
Czy były jeszcze jakieś filmy, które mocno na mnie wpłynęły…? Chyba te związane z wyjazdami. Na pewno ważny by dla mnie film „Ultima Thule”, w reżyserii Klaudiusza Chrostowskiego. Wraz z nim, dźwiękowcem i operatorem pojechaliśmy zrobić film na jednej z szetlandzkich wysp. Rzuciliśmy się na przygodę filmową i dziś stoi za tym wielka satysfakcja, że to my napędziliśmy ten projekt.
Wracając jeszcze do “Arki. Niebo” – czy są w tym słuchowisku sceny czy linie dialogowe, które Ci szczególnie zapadły w pamięć?
Fajne było to, że mieliśmy okazję z Weroniką Humaj, która gra postać żony Michała, nagrywać wspólnie, siedząc przy stoliku, czytając tekst razem. Było to lepsze od nagrywania do tzw. puszki np. jak przy scenach z ojcem Michała. Żywy kontakt w trakcie nagrań wprowadza zupełnie inną dynamikę i sprawia, że nasza praca staje się bardziej autentyczna.
Jesteś wziętym i świetnym kinowym aktorem. Czy będziesz kontynuował historie słuchowiskowe?
Na pewno będę rozważał tego typu zaproszenia. Oczywiście zależy to od samej literatury. Najbardziej osobiście lubię audiobooki, lubię słuchać Jerzego Treli, czytającego „Stary człowiek i morze” czy Jana Peszka czytającego Wertera. Dla mnie to ulubiona forma audio.
Uprzedziłeś moje pytanie o ulubione słuchowiska z dzieciństwa, bo przecież kiedy byliśmy dziećmi słuchaliśmy tej formy najwięcej, prawda?
Ja słuchałem głównie słuchowisk po niemiecku: miałem wtedy takie niemieckie kasety, ale nie pamiętam żadnych tytułów. Ciekawe czy były odpowiedniki polskie…? Jako dziecko kochałem za to czytać nieco straszne historie, jedną z moich ulubionych książek była fabuła o przyjaźni chłopaka z potworami, które musiał chronić przed światem. Te potwory oczywiście okazywały się być urocze i pomocne. Bardzo to lubiłem. Później słuchałem też np. „Czarodziejskiej góry” w oryginale, czytanego przez niemieckiego aktora. Wciąż mam tę kastę w domu.
A Ty wolisz siebie widzieć na dużym czy małym ekranie?
Ja jestem ze starego świata, poświęciłem się kinu. Chociaż teraz widzę, że trochę zaczyna ono tracić na ważności. Wydaje mi się, że nadchodzi nowy sposób oglądania filmów, kino będzie wchodziło w taką strefę elitarności, choć nie lubię tego słowa. Trzeba się na to przygotować.
Z drugiej strony próbujesz też seriali Netflixa. Zagrałeś w „Kolory zła. Czerwień” i ta produkcja stała się wielkim hitem wśród widzów.
Tak, słyszałem, że miała bardzo dużo odtworzeń na całym świecie.
No i sam widzisz – jednak hit, i to ekranowy. To jak to jest z tym kinem?
Ludzie filmu jak Fincher czy Scorsese robią filmy na Netflixa. Ostatnio Fincher zrobił film o płatnym zabójcy na Netflixa z Michaelem Fassbenderem. Wiedziałaś o tym? Bo kiedyś było tak, że jak była premiera Davida Finchera to się czekało z wypiekami na twarzy i rezerwowało czas w kinie. Ostatnie gwiazdy, które jeszcze możesz podciągnąć do statusu hollywoodzkich gwiazd filmowych np. George Clooney i Brad Pitt grają razem w produkcji Apple TV. Dlatego też aktorzy muszą się dostosować, bo gdybym chciał grać tylko w dużych produkcjach kinowych, to po prostu o wiele mniej bym pracował. Ale mimo wszystko wspaniale jest obejrzeć film w kinie, dzielić tę przestrzeń i te emocje z innymi ludźmi. To magia nieporównywalna z niczym innym.