Jeżeli chodzi o twoją twórczość, to zauważam pewien wspólny mianownik.

Jaki?

Jest nim próba zrozumienia i uporządkowania świata. Wszystko zaczęło się od Bez makijażu: historie kobiet, później była książka o zespole Kroke, aż w końcu doczekaliśmy się bestsellerów o magii ludowej, które są tematem dzisiejszego spotkania, czyli Słowiańskie Boginie ziół, Słowiańskie rośliny czarowne i Boginie słowiańskich szeptów. Jaki wpływ te trzy ostatnie mogą mieć na postrzeganie kobiecości?

Interesują mnie archetypy Bogiń jako wzorce kobiecości, a ponieważ najbliżej mi do Bogiń z terenów słowiańskich – zajęłam się właśnie nimi. Słowiańskie Boginie Ziół, czyli Dziewanna, Mokosz i Marzanna wpisują się w postrzeganie ich jako Trójbogini uosobionej w trzech aspektach: dziewicy, matki i staruchy. Mamy pewne cechy, które możemy przyporządkować konkretnej Bogini, ale tak naprawdę możemy mówić o aspekcie danej Bogini w nas. Dziewanna, Mokosz i Marzanna to aspekty Jednej Wielkiej Bogini, zwanej Trójboginią. Dziewanna to uosobienie kobiecej niezależności i powrotu do natury. Samodzielna, samowystarczalna, skupiona na celu. Mokosz – troskliwa matka i kochanka. Symbolizuje silny instynkt macierzyński. Marzanna jest uosobieniem mądrości. Cechuje się niebywałą intuicją i wglądem w przyszłość. Potrafi czytać znaki, jest „świętą wiedźmą”. W ciągu życia możemy być każdą z nich wielokrotnie. Pamiętajmy, że koło życia, na którym zasiadają słowiańskie Boginie, obraca się nieustannie. Ale oczywiście do jednej może nam być bliżej, a do innej dalej.

W ostatniej książce przedstawiasz nam bliżej Boginie Słońca, Wody i Ziemi.

Są to Boginie symbolizujące określone żywioły. Litewska Saulė jest Boginią Słońca. I chociaż jej rodowód sięga terenów sąsiednich, bałtyjskich, kult słońca znany był w większości kultur i praktykowany również na słowiańszczyźnie. Wpływy bałtyjskie zresztą mieszały się mocno ze słowiańskimi. Słońce było życiem, zdrowiem, gwarantowało bezpieczeństwo. Od powitania słońca rozpoczynano dzień. Słońce to ogień.

Dana to Bogini ziemskich i niebiańskich wód, które dają życie. Uosobienie żeńskiego początku świata. Bogini wszystkich rzek i ucieleśniona Woda. Ona napoi spragnioną Ziemię, grzesznikowi obmyje duszę, choremu uzdrowi ciało, a roślinom da siłę, zraszając je deszczem.

I Matka-Ziemia. Matka Wilgotnej Ziemi. Uosobiona w postaci Bogini Mokosz. Ta, która rodzi rośliny. Ziemia, która w tradycji słowiańskiej ma status świętej i czystej. Dlatego otaczano ją czcią i szacunkiem. Nie znosiła brzydoty ani nieczystości. W związku z tym jej status był równy wodzie.

Boginie słowiańskich szeptów, opowieść o mocy słowa, jest określana jako kontynuacja Słowiańskich Bogiń ziół. Nad którą z książek pracowało ci się najtrudniej?

Chyba nad tą ostatnią. Musiałam się zmierzyć z materią słowa i to często w obcych językach. Próbowałam odnaleźć zamowy, zaklęcia, szepty. To był pierwszy etap, drugi to praca nad właściwą książką. Oczywiście mogłabym przytoczyć oryginalny zapis zaklęć i zamów, ale niewiele osób by je zrozumiało. Moim celem było napisać te teksty w taki sposób, żeby zachować ich charakter, rytmikę, utrzymać taką budowę zamów, która jest dla nich charakterystyczna. Pracując nad pierwszą książką z serii, już bardzo mnie to zainteresowało i cieszę się, że znalazłam pomysł i przestrzeń na to, żeby to rozwinąć.

Czy podczas tej wieloletniej pracy byłaś zmuszona do dokonania jakiejś reinterpretacji czegoś, co zostało kiedyś tylko wspomniane? Napotkały cię jakieś większe trudności w przekładzie?

Niektóre słowa w zamowach były napisane starym językiem i w tych sytuacjach musiałam posłużyć się pomocą osób, które jeszcze ten język znają i się nim posługują. To była część całego procesu, badanie poszczególnych słów.

Joanna Laprus

Ukończyłaś filologię polską. Byłaś redaktorką naczelną dwóch magazynów literackich, a od wielu lat jesteś redaktorką naczelną jednego z największych wydawnictw w kraju. Niejako pracujesz i obcujesz ze słowem każdego dnia.

Po prostu zawsze miałam słabość do słów. A właściwie użyte fascynują mnie.

Ta fascynacja zaowocowała również dwoma bestsellerowymi kalendarzami. Kalendarze czarowne, bo o nich mowa, są ściśle powiązane z twoimi książkami.

To prawda! Tam też są zamowy, zaklęcia.

Powiedz mi, jak się pracuje nad takim kalendarzem?

Wiesz co, ten pierwszy kalendarz zajął mi bardzo dużo czasu, bo musiałam sobie zbudować tak naprawdę swoje kalendarium, zebrać i przeanalizować święta, które chciałam opisać. A te, musisz wiedzieć, powszechnie nie funkcjonują w naszym kalendarzu codziennym i większość z nas ich nie obchodzi albo o nich po prostu nie pamięta, bo nie wiemy nawet, skąd one się wzięły. Więc zbudowałam sobie ten kalendarz w zasadzie od podstaw. Wybrałam święta, które uważałam za istotne, na przykład obchodzone w Kościele prawosławnym jako święto Jordan – święto wody (wodokres). Te święta przenikają się z tym, co znamy współcześnie i choć duża część przeszła do kultury prawosławnej, wszystkie mają korzenie pogańskie. Moim celem było troszkę ludziom o tym przypomnieć, po to, by miało to wymiar edukacyjny i żeby można było szerzej spojrzeć na to, co nas otacza.

Rozumiem.

Kalendarz to było niesamowite przeżycie i jestem wdzięczna, że czytelnicy tak go pokochali. Tym bardziej, że przypominając o rzeczach dawno zapomnianych, miałam trochę poczucie sprawczości.

Nie było takiego kalendarza, a przynajmniej ja takiego nie widziałem. Połączenie poradnika, magicznego zielnika, organizera, kalendarza słowiańskiego. W opisie jest również sentencja, że Czarowny Kalendarz wprowadzi nas w świat ludowej magii, podpowie, jak dogadać się z Domownikiem i jak ochronić przed Południcą. Jak można się ochronić przed Południcą?

To prostsze niż myślisz. Przede wszystkim latem, kiedy mamy najgorętszy okres w roku, należy pamiętać, że o godzinie 12:00 w samo południe, nie należy znajdować się w zakresie działania Południcy… czyli po prostu na polu. Ponieważ mogą zdarzyć się różne złe rzeczy.

Właśnie to do mnie dotarło! Działa na wyobraźnię.

No właśnie. Chodziło o udar słoneczny. W wierzeniach naszych przodków uważano, że Południca może doprowadzić właśnie do omdlenia albo do śmierci. To było ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem i lekcja, żeby się niepotrzebnie nie narażać. Warto również pamiętać, że Południca lubi też zadawać zagadki, a jeśli nie uzyska odpowiedzi – może uśmiercić delikwenta. Aby tego uniknąć, należy z nią długo rozmawiać, ponieważ po południu traci swą moc i znika. Podróżnik, który postanowił odpocząć w pobliżu pola, powinien zostawić część swojego posiłku i kubek miodu dla ułagodzenia ducha pól.

Trzy bestsellerowe książki, dwa bestsellerowe kalendarze. Jesteś kimś w rodzaju prekursorki, jeżeli chodzi o ten temat…

W jakim sensie?

Wprowadziłaś go mainstreamu.

Albo po prostu uporządkowałam.

Temat, który zawsze był kochany i celebrowany przez pasjonatów, miłośników, fantastyczną społeczność zrzeszającą znawców słowiańszczyzny, a ty niejako sprawiłaś, że trafił na główne strony największych serwisów internetowych w kraju. O książkowych topkach sprzedażowych nawet nie wspominam, bo to oczywiste. Jaki był twój klucz? Twój pomysł na te książki? Co twoim zdaniem sprawiło, że to zadziałało?

Długo się do tego przymierzałam. Kluczem była potrzeba.

Potrzeba?

Już kiedyś o tym mówiłam w ten sposób. Po prostu przed pewnymi rzeczami nie da się uciec, a na pewno nie da się uciec przed magią. Wychowałam się pod wpływem Dziadka z Podlasia, gdzie magia ludowa jest naturalną częścią życia. I chociaż przez wiele lat próbowałam przed nią uciec, wypierając ją ze swojego życia, miała na mnie duży wpływ. Na pewno wpłynęła na sposób, w jaki postrzegam świat.

Masz korzenie na Podlasiu. Czy praca była ściśle powiązana z poszukiwaniami twojej rodziny?

Tak. Kilka lat temu zdecydowałam, że chcę odnaleźć rodzinę mojego Dziadka, z którą on sam, wychowany w sierocińcu przed drugą wojną światową nie miał w dorosłym życiu kontaktu. Najpierw zaczęłam jeździć w jego rodzinne strony, potem szukałam w archiwach dokumentów, aby znaleźć odpowiedź na pytanie o pochodzenie moich przodków. I chociaż spotkałam się z dużą niechęcią ze strony miejscowego proboszcza, jakimś dziwnym, żeby nie powiedzieć magicznym zrządzeniem losu, najpierw trafiły do mnie dokumenty dotyczące moich bliskich. Były to akty urodzeń, ślubów, zgonów moich pradziadków, prapradziadków i ich przodków. Pisane cyrylicą, które po przetłumaczeniu zaczęły układać się w jakąś fantastyczną rodzinną historię, gdzie każdy z moich przodków zyskał konkretne imię i nazwisko. I jest częścią większej opowieści. Dowiedziałam się, gdzie urodzili się moi przodkowie, pod jakim numerem domu zamieszkiwali, w której cerkwi były chrzczone ich dzieci. To wszystko zaczęło najpierw żyć we mnie, a potem własnym życiem.

Myślisz, że magia ludowa ma zastosowanie we współczesnym świecie? Że jest w niej coś, co może sprawić, że będzie się nam żyło lepiej? Wydaje mi się, że to, co udało ci się uchwycić w tych książkach, to jakaś taka bliskość natury i sugestia, żeby wsłuchać się w rytm otaczającego na świata.

Oczywiście! Świat ma rytm i kalendarz, który jest trochę inny od tego, czego nas nauczono. Myślę, że najważniejsze jest wsłuchanie się w naturę. Powinniśmy być bardziej uważni. Powinniśmy słuchać sygnałów, które otrzymujemy. Nie mówię tu oczywiście o znakach z niebios lub z innych stron. Mówię na przykład o funkcjonowaniu z przyrodą. Jeżeli mamy zimę i przyroda zasypia, to nasz organizm też jest spowolniony. Po prostu dostosujmy się do tego rytuału natury, nie udawajmy, że powinno być inaczej. Będzie nam łatwiej. Będzie nam łatwiej funkcjonować. Obudzimy się na wiosnę, będziemy mieć więcej energii…

Nie myślałem o tym w ten sposób.

Tylko widzisz, żeby przetrwać zimę, to na tę zimę też się musimy przygotować. Nasi przodkowie uważali, że trzeba się przygotować do ciemnej pory roku. Teraz wiemy, na czym to polega, wiemy, że brak słońca ma wpływ na nasze samopoczucie. Nasi przodkowie nazywali otaczający świat inaczej, ale potrafili się w nim doskonale odnaleźć. Wiedzieli, że to jest ciemny okres. Wierzyli, że wtedy przechodzi Morena, która jest w ogóle Boginią śmierci i zimy. I mogą się wydarzyć różne nieciekawe rzeczy i dlatego należy być uważnym. I cały czas chodzi o tę uważność, o to, żeby trochę zwolnić i żyć zgodnie po prostu z rytmem.

Jakie masz plany wydawnicze i literackie na przyszły rok?

Zawsze mam plany wydawnicze, u mnie zawsze z jednej książki wynika kolejna. Dodam tylko, że wpadły mi do głowy trzy pomysły. Teraz będę musiała naprawdę porozmawiać sama ze sobą, spojrzeć we własny kalendarz i wsłuchać się we własny rytm.

Czyli należy uzbroić się w cierpliwość?

Ja po prostu wiem, co kiedy jestem w stanie napisać, bo też już wiem, w których momentach pisze mi się lepiej, a w których pisze mi się gorzej. Więc też się muszę do tego dostosować. Do tego i do planów wydawniczych wydawnictwa, w którym pracuję i za które jestem odpowiedzialna.

Dziękuję za rozmowę.

Joanna Laprus - Świat Książki