Anna Próchniak: oswoić miasto
Uważnie wybiera role i potrafi dla nich wiele poświęcić. Skacze w przepaść i tańczy w balecie. Niesamowita, superzdolna Anna Próchniak gra w "Mieście 44" Kamę, drugą najważniejszą rolę kobiecą.
Kiedy kilka lat temu widziałam Cię w filmie „Bez wstydu”, wydawałaś mi się pełnokrwistą kobietą. A dziś siedzi przede mną dziewczynka.
ANNA PRÓCHNIAK I to po czterech latach! Rzeczywiście mam taką urodę, że łatwo mnie zmienić. Na ulicy ludzie mnie raczej nie rozpoznają. Dzięki temu nigdy nie mam wrażenia, że oglądając film, w którym gram, patrzę na siebie.
Casting do „Miasta 44” był owiany niemal taką legendą jak sam film. Jak znalazłaś się w obsadzie?
Byłam na trzecim roku szkoły aktorskiej w Łodzi. Na castingach byłam brana pod uwagę zarówno do roli Biedronki (główna kobieca rola), jak i Kamy. Potem data realizacji była przekładana. Znowu castingi. Przez wszystkie podobno przewinęło się kilka tysięcy aktorów. Dla dobra tego projektu musiałam zrezygnować z innych propozycji, ale nigdy nie żałowałam. Widziałam przez te lata, jak nie tylko my dojrzewamy do tego filmu, ale też same postacie się zmieniają. Z papierowej historii urósł film. Fascynujący proces.
Co jest trudniejsze w „Mieście 44”: emocje między bohaterami czy wojna?
Emocje bohaterów i powstanie są nierozerwalne. To historia ludzi, a nie historia historii. Użyję porównania. Uprawiam jogę dynamiczną, ashtangę, która daje takie zadanie: skupić się na trzech sferach umysłu i cielesności jednocześnie. Nie można uciekać myślami, bo wtedy traci się panowanie nad którąś sferą. W czasie powstania oni cały czas myśleli właśnie tylko o tym, co jest tu i teraz. Nie snuli marzeń ani planów. Nie wyobrażali sobie, kim będą, jak to się skończy. Kochali się, bomby spadały, a oni brali śluby, w zwykłych ciuchach, z polnymi hołdem dla Marii Stypułkowskiej-Chojeckiej, która była wielką bohaterką powstania. Miałam też swój „pamiętnik”, do którego wpisywałam wyczytane we wspomnieniach historie. Znajdowałam Kamę w twarzach kobiet na starych fotografiach, czasem tylko jej gest czy spojrzenie.
A jakie współczesne historie Cię inspirowały?
Choćby film „Czarny łabędź”. Kama jest bardzo żywiołowa, ma pazur. Czasem jest bardziej chłopczycą, a czasem kobietą.
Jest do Ciebie podobna?
Jest ode mnie dużo odważniejsza. Ale pożyczyłam jej kilka swoich cech. Lubię momenty skondensowanego zdenerwowania, podniecenia i adrenaliny: ekstremalne sporty, squash czy paintball. Przeżywam wszystko na 100 proc. Kiedy idę do teatru, lubię albo się śmiać, albo płakać, a nie tylko oglądać. Lubię czuć. Moja bohaterka też. Wydaje mi się, że ta moja cecha charakteru pasuje do tamtych czasów i okoliczności. Ludzie wtedy czuli dużo więcej niż teraz. Kama wciąga Stefana, głównego bohatera, do powstania. Ma też dosyć męską rolę, często jest z chłopakami i musi robić rzeczy, które są niebezpieczne.
Tobie bliżej do takiej kobiecości zadziornej czy do dziewczynki z dobrego domu?
Nie myślę o sobie w kontekście kobiecości. Czasem czuję się jeszcze dziewczyną, czasem kobietą. Ale zawsze miałam raczej kolegów (i dalej tak jest). Kopałam piłkę i graliśmy razem w gry komputerowe. Z drugiej strony chodziłam na balet i naprawdę chciałam zostać tancerką. Dostałam się nawet na Wydział Teatru Tańca przy krakowskiej PWST. Ale czasem jest tak, że coś bardzo kochasz i nagle przestajesz. Ja tak miałam z tańcem. Na drugim roku przeniosłam się na Wydział Aktorski w Łodzi. To była bardzo dobra decyzja. Bardzo mnie to zmieniło i otworzyło.
Gdzie teraz masz dom?
W Warszawie, zaczęłam tu mieszkać już w trakcie szkoły łódzkiej.
Urodziłaś się w Lublinie. Jak w dzieciństwie widziałaś Warszawę, a jak widzisz ją teraz, po filmie „Miasto 44”?
Warszawa to było duże, niedostępne miasto. Obce. Przygotowując się do filmu, poznałam Warszawę, której nie ma. Teraz to dla mnie piękne i oswojone miasto, które nosi ślady przeszłości, ale trzeba wiedzieć, gdzie szukać. Wiem nawet, gdzie były wejścia do kanałów.
Kama ma 18 lat. Co robiłaś w jej wieku?
Zaczynałam pierwszy rok studiów. Nie wiedziałam, kim będę. Nie wiedziałam nawet, w co się pakuję, to było czyste. Bez oczekiwań. Wszystko było przede mną. Pamiętam, jak siedziałam ze swoją grupą na studiach, mieliśmy próby do egzaminu z Szekspira, który był, na marginesie, straszny. Rozmawiałam ze swoim kolegą Filipem Pławiakiem i powiedziałam mu: „Chciałabym kiedyś zagrać w filmie o powstaniu”. No i się spełniło.
Uroczysty pokaz „Miasta 44” 30 lipca. W kinach od 19 września
Tekst Anna Luboń