Zmiany w dacie premiery, brak informacji o fabule (do sieci trafił jedynie zwiastun), a na dodatek nazwisko reżysera sprawiły, że "Tenet" to jeden z najbardziej oczekiwanych filmów tego roku. Christopher Nolan nie tylko wyreżyserował ten tytuł, ale również jest jego współproducentem i autorem scenariusza - co zajęło mu w sumie prawie siedem lat, choć o samym koncepcie podobno myślał jeszcze dłużej, nawet 20. Praca na planie zajęła pół roku (ekipa liczyła sobie 250 osób), a budżet produkcji wyniósł między 200 a 225 mln $. Czy wartość tego przedsięwzięcia zwróci się twórcom, a fani pójdą tłumnie do kin?

"Tenet": ten film ma sprawić, że tłumy widzów wrócą do kin. Czy tak będzie? Nowa produkcja Christophera Nolana wciąga już od pierwszych sekund

Na koncie ma takie produkcje jak "Memento", "Dunkierka", "Prestiż", trylogię Batmana", "Interstellar" czy "Incepcja". To właśnie do tych dwóch ostatnich filmów najczęściej porównuje się "Tenet". Od początku poprzeczka była zawieszona wysoko, tym bardziej teraz, gdy "Tenet" dosłownie otwiera kina po lockdownie związanym z pandemią koronawirusa. To pierwszy tak duży tytuł zrealizowany w Hollywood, który pokazano na całym świecie. Wymagania w stosunku do tego dzieła są ogromne, może nawet zbyt duże. 

Główny bohater, Protagonista, zna tylko hasło - pomoże mu ono otworzyć przysłowiowe drzwi do ocalenia świata przez wybuchem III wojny światowej. Mężczyzna próbuje rozwikłać zagadkę dziwnej broni, która jest tylko częścią problemu, a znany dotąd przez niego świat już nigdy nie będzie taki sam. Więcej nie zdradzimy, bo sami twórcy filmu pragnęli, aby widz poznał całą historię bez wcześniejszego nastawiania się, a odkrywanie kolejnych szczegółów jeszcze bardziej wciąga. Tak, jak w "Incepcji" (mija właśnie 10 lat od premiery tytułu z Leonardo DiCaprio) pojawia się temat inwersji, równoległych światów, przeskakiwania do różnych czasoprzestrzeni i sytuacji. Jednak "Tenet" ma o wiele więcej poziomów i jedna nieuwaga może sprawić, że osoba oglądająca pogubi się w tej tajemniczej i zawiłej fabule. Reżyser wręcz wymaga od swoich widzów, żeby oglądali ten 2,5 godzinny film z największą uważnością. Do ostatniej minuty. Wydaje się to wyczerpujące, ale tak naprawdę nie jest, zwłaszcza jeśli otworzymy się na świat Nolana bez uprzedzeń czy oczekiwań. Dobre kino akcji zawsze się obroni. Tylko czy to jest w ogóle możliwe? Gdy tylko do sieci trafi news, że Christopher Nolan tworzy nowy film w internecie pojawiają się (liczone pewnie w tysiącach) komentarze, że to musi być kolejny majstersztyk czy film roku. Poprzeczka jest postawiona tak wysoko, że chyba nie da się jej przeskoczyć, zwłaszcza teraz, gdy kina są albo pozamykane albo walczą o każdego widza, a branża filmowa szuka aktualnie remedium na tę sytuację. To prawda, opowieść mogłaby być pozbawiona niektórych warstw wtajemniczenia, czasem bardziej "gra" forma wizualna niż sama treść, ale czy wtedy fani nie zarzuciliby Nolanowi, że poszedł na łatwiznę i zrealizował film stricte rozrywkowy mający zarobić grube miliony dla Hollywood? 

Co ciekawe, głównej roli nie otrzymał aktualny ulubieniec kinomanów, znane gwiazdy takie, jak Robert Pattinson, Michael Caine czy Aaron Taylor-Johnson grają drugo- i trzecioplanowe role. Całość skupia się wokół 36-letniego Johna Davida Washingtona. Skądś znacie to nazwisko? Tak, to najstarszy syn Denzela Washingtona i Pauletty Washington, który próbuje swoich sił na wielkim ekranie. Choć debiutował w latach 90. u boku sławnego ojca ("Malcolm X"), tak naprawdę przygodę z aktorstwem rozpoczął pięć lat temu w serialu "Gracze" z Dwaynem Johnsonem. Potem były role w "Gentelman z rewolwerem", "Monsters and Men", czy głośnym "Czarne bractwo. BlacKkKlansman" Spike'a Lee, za który otrzymał nominację do Złotych Globów. Co robił Washington wcześniej? Był sportowcem, a dokładnie futbolistą na pozycji biegacza ("runnig back") w nieistniejącej już lidze UFL. Ta zmiana wyszła mu na dobre, ponieważ w amerykańskim środowisku mówi się, że to może być kolejna wielka gwiazda, co już zwiastuje choćby rola u Mr. Nolana, jak nazywają go odtwórcy głównych ról w wywiadach dostępnych już na YouTube. Oprócz Washingtona zobaczymy też filmowego kameleona o wielkim talencie, Kennetha Branagh (grał też w "Dunkierce") oraz Elizabeth Dembicki, czyli nową księżnę Dianę w 5. sezonie serialu "The Crown". Ekranowa Kat wypadła niestety najsłabiej, ale nietrudno się temu dziwić, zwłaszcza, że jej bohaterka to rozżalona żona rosyjskiego oligarchy, a wokół siebie ma samych samców alfa walczących o własne interesy i idee. Ma się wrażenie, że jej bohaterka, choć ważna dla całej historii, została potraktowana trochę po macoszemu. Ale w "Tenet" nie tylko role aktorskie są ważne. To ogromna produkcja (nie tylko pod względem budżetu), dopracowana nawet w najmniejszych szczegółach. 

A te niesamowite detale to z pewnością zdjęcia i muzyka. Za kadry odpowiedzialny był Hoyte Van Hoytema, absolwent łódzkiej filmówki, który współpracował już tym reżyserem przy "Dunkierce" i "Interstellar". Holendersko-szwedzki twórca ma swoim koncie ma też "Spectre", "Ona", "Szpiega" oraz "Fightera". "Tenet" nagrywano na dwóch taśmach, a części filmu związane z inwersją były nagrywane "normalnie", czyli do przodu, jak i wstecz. Plany zorganizowano w siedmiu krajach - sama scena z pościgu samochodowego w Tallinie zajęła ekipie aż dwa miesiące. Za to podczas scen z rozbiciem samolotu, filmowcy nie użyli miniatur czy efektów wizualnych, tylko Nolan stwierdził, że najlepiej będzie jak kupią prawdziwego Boeinga 747... Brytyjczyk chciał nagrać jak najwięcej scen bez użycia VFX.

Nie możemy nie wspomnieć o ścieżce dźwiękowej, bo ta gra ogromną rolę. Mocne uderzenia, techno beaty trzymają widza w ciągłej niepewności i skupieniu. A to wszystko za sprawą Ludwiga Göranssona ("Creed", "Black Panther", ""The Mandalorian"), który zastąpił na tym stanowisku kompozytora Hansa Zimmera z powodu pracy Niemca nad "Diuną". To była świetna decyzja, bo to co usłyszeliśmy w kinie jest po prostu nazdzwyczajne. Na dodatek, z powodu pandemii koronawirusa Göransson nagrywał muzyków w ich domach. Całość potem składał razem z producentem. 

Czy "Tenet" w całej swojej okazałości ocali kino po pandemii? Z pewnością przyciągnie wielu widzów. Dynamiczna akcja od pierwszych minut filmu zachwyci widzów, ale zawiłość opowieści i detale mogą im potem za bardzo ciążyć. Tak naprawdę, ten tytuł trzeba obejrzeć dwa razy, żeby wszystko dogłębnie zrozumieć i docenić, tylko kto się na to skusi?