Wibratory - ich rodzaje nas zaskoczyły

Byłam w prawdziwym niebie, piekle i czyśćcu. Widziałam dildo z diamencikami, wąchałam truskawkowy żel do penisów i próbowałam, jak smakują farby do malowania ciała (pyszne). Dowiedziałam się, że istnieją wibratory o długości mojej nogi i takie, które mogę porównać ze swoim małym palcem. Czułam się w tej hipnotycznej podróży po sex shopach jak najbardziej naiwna turystka w  skrajnie egzotycznym kraju. Ale na szczęście towarzyszyła mi seksuolożka Joanna Twardo-Kamińska, tłumacząc meandry świata najnowocześniejszych gadżetów erotycznych. Sama nigdy bym się nie domyśliła, do czego służy większość z nich. Bo kto wie, czym jest: jacuzzi dla łechtaczki, karmelowy szlak, świecący królik i rękawicą z silniczkami na opuszkach? Jeśli wiesz – nie musisz czytać tego tekstu. Jeśli nie – pod żadnym pozorem nie możesz go przegapić. Najpierw zapraszam do nieba.

Bestsellery wśród wibratorów

Niebo
– To jest bestseller – nie tylko u nas, ale i w całej Europie: symulator seksu oralnego, jedyne urządzenie z  efektem ssącym. Trzeba zakryć kciukiem cała powierzchnię, śmiało proszę spróbować! – zachęca mnie sprzedawca gadżetów w Secret Place, więc zakrywam i pytam o silniejszy wariant, ale po chwili się wycofuje, bo zasysa mi cały palec. Kilka szczegółów: pięknie tu pachnie i słychać relaksującą, ale nie smętną muzykę. Niebo to duża, jasna przestrzeń, eleganckie półki i porozkładane tematycznie gadżety. Wibratory w kształcie delfinów, olejki, pejcze. W kolejnej sali buty na obcasach, pulsatory i erotyczne gry. Wszystkie w subtelnych kolorach, trudno oderwać od nich wzrok. – A tu puder do ciała – kontynuuje sprzedawca. – Nabłyszczający, będzie się pani seksownie mienić. Dalej morze uroczych gadżetów: opaski na oczy i szarfy do związywania: proszę zerknąć, jakie aksamitne. Pejcze – przepiękne, delikatne, dają niezapomniany odgłos. Satynowe kajdanki. Świeczki, flamastry do malowania ciała. No i rękawica – może nie jest śliczna, ale za to ma silniczki masujące na końcówkach palców. Albo taki pulsator: konkurencja dla wibratora i zwykłego dilda, bo wykonuje posuwiste ruchy jak prawdziwy penis. Dodatkowo z wibracją na łechtaczkę – najwyższy poziom możliwości. – Ale nie powinno się go wybierać na pierwszą zabawkę, bo można się przestymulować i wtedy nic już nie cieszy.

Zaczynamy od małych doznań – uśmiecha się seksuolożka i prowadzi nas do półki z masturbatorami na aplikację. Okazuje się, że są trzy tryby, a każdy z nich musimy odkryć po kolei, bo aplikacja jednocześnie jest grą erotyczną – zanim dojdzie do masturbacji, trzeba zdobyć punkty. Po pierwszym poziomie gry mamy pierwsze wibracje. – No i nieśmiertelne króliki! – ekscytuje się nasz przewodnik. – Pamiętacie „Seks w wielkim mieście”? Miranda ma królika, namawia na niego Charlotte, która najpierw oponuje, a potem przestaje wychodzić z domu, woli zostać z królikiem. Cały czas jest na nie moda, i dobrze, bo to świetny gadżet. Mamy małe i duże – proszę wziąć takiego małego, ja wezmę dużego. Biorę, ale naciskam nieodpowiedni guzik. – Moment, proszę poczekać, jeszcze nie rozpędzamy królika! Każdy guzik po kolei, zaczynamy od uszu. – Od razu widać, że nie miałam królika – przebąkuję i patrzę na seksuolożkę, która powstrzymuję śmiech, ale jednocześnie wspina się na wyżyny dyplomacji: – Tylko pozazdrościć, wszystko przed panią. – Mogę włączyć kolejny? – Tak! Teraz już można włączyć trzon. I co się dzieje? Uszy rozmasowują nam wejście do pochwy, a końcówka okolice punktu G. Jedyną wadą królika jest to, że służy tylko do zabawy solo. Mężczyzna zawsze z nim przegra.

Spraw sobie rozkosz. Najbardziej przyjazna kolekcja wibratorów. Sprawdź >>

Wibratory - azjatyckie, dziwne, elektryczne i...

Piekło
– To jest nowość, która właśnie przyjechała z Japonii: ciekawie wygląda, prawda? – kolejny pan puszcza do mnie oko, a ja patrzę na puszkę, która wygląda jak odżywka dla stałego bywalca siłowni. – Japończycy nie lubią dosłowności, wszystko kamuflują, ich wynalazki zwykle są odrealnione. Nawet sztuczna pochwa ma skomplikowany kształt. – Ale to gadżet męski, nas interesują przyjemności dla pań! – Joanna szybko zmienia temat i prowadzi mnie do wielkiej gabloty z wibratorami. – Ten jest dla par, używa się go podczas stosunku. Jedna część jest do łechtaczki, druga do pochwy, ale całość jest tak skonstruowana, że oprócz niego w pochwie mieści się jeszcze członek. – Rozumiem, że używa się go w przypadku małych penisów? – dopytuję. – Każdych – kwituje Joanna i przeskakuje do gabloty z przyssawkami na sutki. – Mamy ich mnóstwo! – opowiada sprzedawca. – Na sprężynę, czyli takie, które się zaciska, i już. Nie ma żadnej możliwości regulacji. Ale są też takie na śrubę – można je przyblokować w odpowiednim momencie. – No i zatyczki analne w różnych rozmiarach. Albo analne kulki – uśmiecha się Joanna.

– Pamięta pani scenę z „50 twarzy Greya”? On wkłada jej te kulki, uderza ją w pośladek, wyciąga je i ona przeżywa orgazm. Musi pani spróbować! Robi mi się gorąco. Nigdy wcześniej nie byłam w piekle, nie miałam pojęcia, że piekło jest w piwnicy. Jest w nim duszno i ciasno, na szczęście pan, który opowiada, udaje, że nie widzi mojego wytrzeszczu oczu, i z wielką energią peroruje dalej. – Zapraszam do oglądania rzeczy dla profesjonalistów: rozpórki na ręce, nogi, zwykłe dyby. Obroże metalowe, ale do nich trzeba mieć kondycję i kołki w suficie, inaczej trudno się podwieszać. No i wreszcie krzesło – prawdziwy hit. Można się bujać i jednocześnie uprawiać seks. W niebie można kupić samą taśmę, czyli krzesło w mniej hardcore’owej wersji: przekłada się ją przez głowę, robi pętle na nogach i podwiesza na drzwiach. Nie wspominając o fuck machinę: można doczepić do niej dildo, wsiąść na fotelik i już. Cztery razy na sekundę, 240 na minutę. Jest jeszcze tańsza wersja, nazywa się żigolo, ale nie ma aż tak mocnego silnika jak ta, którą tu widzimy. – A te buty? One mają być sexy? – dopytuję, wyplątując się z taśmy. – Kalosze to najpopularniejszy dodatek do kombinezonów z lateksu! Pasują do tej uprzęży. I maski. Ta akurat ma dziurki, więc podczas stosunku można oddychać, ale odcina się inne zmysły, np. wzrok i słuch – inaczej się wszystko odbiera, kiedy się nie widzi ani nie słyszy. Zwłaszcza orgazm. A ta jest do podduszania. Są osoby, które bawią się tym w samotności, i to już jest niebezpieczne – zawsze mówię, że nie można tego robić. Ale co jest zakazane, to jeszcze bardziej pożądane – konstatuje sprzedawca. Potrzebuję oddechu, przez niebo uciekam do czyśćca.

Wibrator na prezent

Czyściec
– Co radziłaby pani dać w prezencie koleżance, która do tej pory nie interesowała się gadżetami erotycznymi? – pytam właścicielkę LoveStore Barbarella, edukatorkę seksualną Joannę Keszkę. – Coś niedużego, żeby się nie wystraszyła. Na przykład taki mały wibrator, który nie ma fallicznego kształtu. W panterkę, więc nie będzie jej się kojarzyło – wygląda jak kobiecy dodatek, a nie zastępczy penis. Bo u nas wciąż jest mnóstwo stereotypów dotyczących wibratorów. Że jak się masturbuje, to znaczy, że jestem frustratką, której nie udało się znaleźć partnera. Tymczasem z masturbacją jest jak z chodzeniem i bieganiem: czasem ma się ochotę na jedno, innym razem na drugie. Solo seks to też seks. A ciało raz wpuszczone w ruch, samo puszcza się dalej! Tło: czyściec jest bardzo mały, ale za to rozkoszny. Na środku stoi wielki fotel (dla pań zaatakowanych niespodziewanym nadmiarem wrażeń). A większość gadżetów wygląda, jakby ich miejsce było w sklepie z najnowocześniejszym designem. – Jak już koleżanka oswoi się z miniwibratorem, może spróbować większego. Na przykład ten japoński model: sylikonowy, wodoodporny, sięga wszędzie tam, gdzie nie sięga penis. Miękki jak piankowy cukierek i rozmasowuje dużą powierzchnię pochwy. Można się na nim położyć i czytać książkę albo oglądać film. I trochę się ocierać. Dzikość! Oglądam krótkie, długie, cienkie i grube, o dziwnych kształtach i takie, o których nigdy bym nie pomyślała, że są wibratorami. – Z nimi jest tak jak z torebkami i butami: są rożne rozmiary, kolory i marki. I każdej kobiecie pasuje coś innego. – Podstawową rzecz, związana z wyborem pierwszego wibratora: ma być zdrowy i przyjazny dla ciała – dodaje seksuolożka. – Żebyśmy czuły się lepiej, a nie gorzej. Musi być z dobrego materiału, najlepiej sylikonu, i  bez zapachu. Jeżeli wyjmujemy gadżet z pudełka, a on śmierdzi gumą, to nie można tego wkładać do pochwy, bo pochwa to śluzówka, podobnie jak oko. – Ja mówię zawsze: „Do pochwy wkładamy tylko rzeczy dobre” –  dodaje właścicielka Barbarelli. Tymczasem mój wzrok zatrzymuje się na przedmiocie, który spełnia te warunki, ale jednocześnie jest ogromny. – Jestem wielką fanką tego pulsatora – śmieje się Joanna Keszka. – Polecam używać go w połączeniu z małym wibratorem łechtaczkowym. Taki zestaw nazywam romantyczno-filozoficznym. Filozoficznym dlatego, że po zabawie z tymi gadżetami zawsze się zastanawiam, dlaczego kobiety tak rzadko fundują sobie dzikość, a romantycznym, bo mimo że ten pulsator jest duży, to jednocześnie jest miękki i delikatny. Rozmasowuje w  przód i w tył, dopasowuję się do  pochwy i świetnie trzyma w środku, nie trzeba używać rąk! Faktycznie zaczynam snuć refleksję, ale mój wzrok szybko przykuwa niezliczoną liczbą kulek. – To kulki gejszy, każda dziewczyna powinna je mieć. Można ćwiczyć mięśnie dna miednicy i jednocześnie mieć orgazmy. To wspaniałe, zwłaszcza że orgazm jest naturalnym ćwiczeniem –  im więcej orgazmów, tym silniejsze mięśnie. Zachęcam dziewczyny do biegu z kulkami, bo one najlepiej działają w ruchu. Dowiaduje się, że ten niepozorny gadżet nie bez powodu nazywa się kulkami gejszy, bo żadna szanująca się kurtyzana nie mogłaby na siebie zarobić, gdyby nie miała silnych mięśni oplatających pochwę. – Mówiło się, że atrybut dobrej gejszy jest taki, że za pomocą samych skurczów i rozkurczów powoduje, że nawet mężczyzna z zapałka czuje się, jakby miał cygaro – kwituje Keszka.

Żele do wibratorów...

Tymczasem seksuolożka rzuca się na żel truskawkowy do masowania penisa. – Proszę polizać, nie rozmazywać, tylko zlizać! – krzyczą obie. –  Pyszny, nie? Uwielbiam, cudowny –  mruczy Joanna Keszka. – Na penisie smakuje absolutnie fantastycznie. Seksuolożkę chwilę później hipnotyzują farby do malowania ciała. –  Karmelowy szlak, proszę spróbować. Uaktywnia wyobraźnię, a także usta, język, nos. Polecam jeszcze żel rozgrzewający do łechtaczki i wibrator na  pilota: wkładamy go sobie do pochwy, idziemy na imprezę i nasz partner decyduje, kiedy go włączy i  nas podnieci. No i mój faworyt w świecie wibratorów – Jimmyjane. Ma dwa silniczki, można go włożyć do wody, a wtedy wprawia ją w drgania i tworzy jacuzzi dla łechtaczki. Puszek do pieszczot, żel do klapsów – smarujemy sobie pupę, wystarczy lekko pacnąć i mamy taki ślad, jakbyśmy były sponiewierane. Proszę się pacnąć, ale tak porządnie! Uważam, że podstawowy zestaw to opaska na  oczy, dobry lubrykant, olejek do  masażu i  wibrator. To jest fundament, potem można iść dalej. Przed wejściem do nieba, piekła i  czyśćca byłam dyletantka.

Ostatecznie wychodzę obładowana gadżetami – spontanicznie kupiłam prezenty, które wręczyłam znajomym tego samego dnia, mówiąc: „Ostatnio dużo chodziłam po sex shopach, nie otwierajcie tego przy ludziach!”. Otworzyli natychmiast. I  chociaż słyszałam wypowiadane szeptem komentarze o tym, że gadżety są dla tych, którzy już się sobą znudzili, szybko przykrył je ferwor podniecenia. I wypieki na policzkach, nie tylko tych męskich.

Tekst Marta Szarejko

Spraw sobie rozkosz. Najbardziej przyjazna kolekcja wibratorów. Sprawdź >>