Reklama

Międzynarodowa premiera na Festiwalu Filmowym w Wenecji, nominacja do Złotego Lwa, świetne recenzje krytyków i w końcu nominacja do Nagrody Głównej 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Nie trzeba być znawcą filmowym, by udawać się na seans „Kobiety z…” z oczekiwaniami mięsistego seansu. Czy zostają one jednak spełnione? Z nawiązką.

Reklama

W projekcie Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta nie ma elementów jednowymiarowych. „Kobieta z…” to chronologicznie opowiedziana opowieść o życiu transkobiety, ale także odkrywaniu własnej tożsamości, akceptacji, miłości i dorastaniu w opresyjnym środowisku. To hołd złożony osobom transpłciowym, a jednocześnie studium kryzysu – jednostki, jak i rodziny. Andrzej/Alina urodziła się w prowincjonalnym miasteczku, gdzie przez lata musiała ukrywać swoją prawdziwą tożsamość – najpierw przed samą sobą, rodziną, a później żoną i dziećmi. Ból związany z zagubieniem i nieakceptacją towarzyszy nam bowiem już od pierwszej sceny, a przerażająca samotność wybrzmiewać będzie do końca. Przebłyski nadziei przeplatają się z momentami tragicznymi, szczęście w życiu rodzinnym z coraz większym poczuciem klaustrofobii, a walka o siebie z ciągłymi wyrzutami sumienia.

Dziewczyna z igłą
fot. materiały prasowe

Ale „Kobieta z…” nie ma jednego bohatera. Już w pierwszym akcie moment nadziei na lepsze jutro przychodzi wraz z pojawieniem się na ekranie Izy (Bogumiła Bajor/Joanna Kulig). Przyjaciółka, powierniczka, bratnia dusza, szybko zamienia się w kochankę, a potem także żonę i matkę. I choć tożsamość Aliny nie jest w żaden sposób powiązana z Izą, Małgorzata Szumowska i Michała Englerta doskonale zdają sobie sprawę z dualizmu czy też tragizmu całej sytuacji. Człowiek nie jest z natury samotną jednostką, a jego decyzje mają skutki uboczne, które dotykają także innych ludzi. Najbardziej dotkliwie, niestety, tych, na których nam zależy. Zarówno Iza, jak i Alina nagle stają przed pytaniami, na które nie ma prawidłowej odpowiedzi. Czym jest miłość? Czym jest rodzina? Czym jest płeć?

Joanna Kulig rolą Izy nie tylko pokazała swój wybitny warsztat aktorski, ale również ogromną empatię i wrażliwość. Subtelnymi gestami, a innym razem pełnym ciężaru emocjonalnego wybuchami złości potrafi przeprowadzić swoją bohaterkę przez wszystkie etapy żałoby - nie za partnerem, którego nie znała, a małżeństwem, o jakim marzyła. Na koniec wychodzi na tym z uśmiechem na twarzy i Aliną w objęciu.

Jak mówiła sama aktorka: „Związki są różne, a ta nasza różnorodność jest przecież wspaniała. Miłość może funkcjonować poza płcią, poza orientacją seksualną. Nasi bohaterowie początkowo są młodym, heteroseksualnym małżeństwem, potem społeczeństwo zaczyna je postrzegać jako parę lesbijek, ale koniec końców to jest związek, który opiera się na wyjątkowej relacji. Razem są w stanie pokonać przeciwności. Dla bohaterek to są ogromne pokłady emocji”.

Reklama

W końcu „Kobieta z…” Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta to opowieść, która ma edukować. Nie tylko (miejmy nadzieję) widzów o wąskich horyzontach, ale także tych z przysłowiowych wielkich miast, tolerancyjnych, lecz żyjących we własnych bańkach. Historia Aliny skutecznie je pęka, obrazując przy tym, że podziały nie zniknęły wraz z obaleniem komunizmu i sukcesem „Solidarności”. Bo choć minęło kilka dekad, natura ludzka nie zmienia się tak szybko, a jednym remedium na nienawiść, jest miłość.

Reklama
Reklama
Reklama