Filmowcy od dawna chętnie sięgają po historie późnych dwudziestolatków i trzydziestolatków. Pod koniec lat 90. mieliśmy "Seks w wielkim mieście", potem były sławne "Dziewczyny" Leny Dunham, a od kilku tygodni możemy obejrzeć historie miłosne bohaterki granej przez Annę Kendrick w serialu "Love Life". Do tego kanonu wpisuje się też "Coś się kończy, coś zaczyna". Kino niezależne, ale z gwiazdorską obsadą. Na pewno ich znacie - Shailene Woodley grała w serii "Niezgodna", w ostatnim hicie HBO  czyli "Wielkich kłamstewkach", czy we wzruszającym "Gwiazd naszych wina", Jamie Dornan to kinowy Christian Grey, ale i seryjny morderca w świetnym serialu "Upadek", za to Sebastian Stan znany jest z roli Zimowego Żołnierza z serii Avengers oraz z produkcji "Jestem najlepsza. Ja, Tonya" z Margot Robbie. Jak ta trójka odnalazła się w historii trójkąta miłosnego?

Zaczyna się dość niepozornie. Daphne nagle rzuca pracę i rozstaje się z chłopakiem po 4-latach związku. Nie goni za wielkimi marzeniami jak wiele filmowych bohaterek, wręcz przeciwnie, nie wie co ze sobą zrobić, dlatego przeprowadza się do domku przy basenie w posiadłości należącej do jej siostry. Chcąc poukładać swoje życie decyduje się na pół roku odpocząć od związków i od alkoholu. Gdzieś już to słyszałyście? Wiele kobiet decyduje się na podobny krok. Ale jak życie pokazuje, to i w tym filmie przekonamy się, że postanowienia tego typu jeszcze bardziej przyciągają kłopoty. A może jednak szczęście? Główna bohaterka spędza czas na szukaniu pracy, w salonie gier rodem z lat 90. oraz zajmuje się swoją uroczą siostrzenicą. Na imprezie sylwestrowej poznaje i to nawet nie jednego mężczyznę a dwóch. Są całkiem różni, a jednak z jednym i drugim nawiązuje nić porozumienia. Frank jest pewnym siebie imprezowiczem, świetnie flirtuje, a na dodatek od razu ją rozgryza. Drugi, Jack, mniej nachalny, ale bardzo inteligentny pisarz, nie ukrywa, że chciałby czegoś więcej. Na dodatek obaj są najlepszymi przyjaciółmi. A co na to Daphne? Początkowo się opiera, bo przecież miała odpocząć od związków. Niestety (a może właśnie "stety") to nie trwa długo i główna bohaterka wpada jak śliwka w kompot w emocjonujący trójkąt. Którego z mężczyzn wybierze? Pełnego pasji Franka, czy racjonalnego, ale w pełni zaangażowanego Jacka? Jak się potem okaże to niejedyny problem Daphne.

Historie trójkątów miłosnych nie są niczym nowym, wydawałoby się, że czeka nas kolejna stereotypowa opowieść, ale czy w życiu nie jest podobnie? Wiele z nas przechodziło przez analogiczne historie albo przynajmniej ma przyjaciółkę z podobnym doświadczeniem. Kogo zatem wybrać? Co "jeśli znajdziesz dwie osoby, które spełniają dwie różne wizje?" - pyta Daphne siostrę. Bohaterkę przyciągają dwa różne światy i gdyby mogła to zostałaby w tym miejscu, w którym jest. Jej niedojrzałość w końcu wychodzi na jaw. Wiele problemów zrzuca na złe relacje z matką, a tak naprawdę chciałaby, żeby życie znów było proste, tak jak wtedy, gdy miała dwadzieścia lat. Wtedy wszystko było łatwe, wystarczyło płynąć z prądem, bo przecież kolejna przygoda czekała tuż za rogiem. I choć dowiadujemy się dlaczego kobieta zdecydowała się rzucić pracę i chłopaka, to dopiero kolejna rewolucja w jej życiu stawia ją naprawdę na nogi. W końcu dochodzi do tego, że najpierw musi pokochać siebie, żeby dać szczęście innym. Ale czy jej motywacja do zmian wynika z dobrych pobudek? Niektórzy stwierdziliby, że nie, a koniec filmu tylko podbija pewne klisze. 

„Coś się kończy, coś zaczyna” to kolejna opowieść o zagubionych millenialsach. Bez względu na to czy odnieśli zawodowy sukces, czy tułają się po świecie szukając siebie, nie radzą sobie z życiowymi problemami, a raczej, dopiero problem stawia ich do pionu. Film w reżyserii Drake'a Doremusa, autora "Przebudzonych" i "Do szaleństwa" ma wiele mieszanych opinii. Możliwe, że to z powodu nieoceniania głównej bohaterki przez reżysera i spłycenia pewnych aspektów. Jej życie to wielki chaos, ale przecież tak jak każdy, ma prawo gubić się. Wiele złych decyzji popełniają również mężczyźni. Jack (w tej roli Jamie Dornan, nie spodziewajcie się podobieństw do Christiana Greya) jest uważny i ewidentnie zauroczony Daphne, ale tak naprawdę nie chce poważnych zobowiązań, choć w tym temacie wysyła swojej partnerce sprzeczne sygnały. Ścieśnia ich związek, ale tylko na własnych warunkach, dopóki mu to odpowiada. Przede wszystkim myśli głównie o sobie. Z drugiej strony Frank to imprezowicz i lekkoduch, ale za to z charyzmą. Od początku wiemy, że sporo namiesza. A może to błąd, że tak nisko go oceniamy? Może nie każdy musi być idealny i zawsze stawać na wysokości zadania?

Mimo kilku potknięć „Coś się kończy, coś zaczyna” to film, który dobrze się ogląda. Nie tylko ze względu na zdjęcia, czy nastrojową muzykę z gatunku "indie". W trójkącie Woodley-Dornan-Stan naprawdę mocno iskrzy, a każdy z aktorów pokazuje się w nowym wcieleniu, co również jest lekko odurzające, jak ich ekranowy romans.