Reklama

Do śniadania zasiadali w wieczorowych sukniach lub przypominających królewskie płaszcze jedwabnych szlafrokach. On z podkręconym wąsem, ona z ufryzowanymi włosami. Albo biegali nago, nie przejmując się tym, co pomyślą sąsiedzi. Cadaqués było kolonią awangardy. Mieszkał tu Salvador Dali ze swoją ukochaną Galą, zaglądali Man Ray, Pablo Picasso, André Breton, Marcel Duchamp i inni. Nikt się nie dziwił, gdy sąsiedzką wizytę składano w rycerskiej zbroi, stroju kowboja czy kreacji haute couture zestawionej z katalońskimi espadrylami wiązanymi tasiemką.
Ale jaja
Cadaqués kusi i dziś. By zobaczyć, czy ślady Dalego wciąż są tu żywe, jadę z Barcelony autostradą w kierunku Francji. Po 170 kilometrach skręcam ku czwartej od granicy miejscowości na hiszpańskim wybrzeżu Costa Brava. Gdy w 1930 roku Dali sprowadził się do Port Lligat (wchłoniętym dziś przez sąsiednie Cadaqués), był on spokojną, rybacką wioską. Dziś dom Dalego, widziany z pomostu wychodzącego w turkusową zatokę, wygląda zwyczajnie. Białe, proste ściany, lekko okopcone kominy, czerwona dachówka, gaj oliwny i strzeliste cyprysy wokół. Dopiero dwa śnieżnobiałe jajka giganty, jedno na wieży, drugie na dachu, przypominają, że to nie jest zwykły dom.
W kasie Casa-Museu Salvador Dalí zapisuję się na jutrzejsze zwiedzanie i ruszam w kamienne, wąskie uliczki Cadaqués. W restauracji Can Tito (kolejka do stolika to najlepsza rekomendacja!) zamawiam tapasy: smażone krążki kalmarów, ośmiorniczki, wytrawne anchois, marynowane plastry bakłażana, kawałki sera owinięte suszoną szynką… Na deser crema catalana. Delicja! Znad uczty przyglądam się wczasowiczom przechadzającym się deptakiem wzdłuż piaszczystej plaży. Tych, którzy zdążyli się już zapoznać z lokalną modą, poznaję po espadrylach i przewieszonych przez ramię koszykach ze skórzanymi uszami.

Reklama


Salvador Dali fot. east news


Po drugiej stronie lustra
Nazajutrz za progiem domu Dalego wita mnie wypchany niedźwiedź, który obwieszony kosztownościami służył artyście jako wieszak na biżuterię. W pracowni ścianę podpiera manekin z wyblakłym tupecikiem na głowie i maską szermierza na zblazowanej twarzy. Wszędzie pełno fotografii Dalego i jego o 10 lat starszej ukochanej Gali, z którą mieszkał tu aż do jej śmierci w 1982 roku. Na jednym ze zdjęć Dali siedzi na dziedzińcu, a w tle widać drzewa oliwne rosnące w filiżankach z uszkiem. Są tu do tej pory. Z podwórza rozchodzą się korytarze i tajne przejścia. Ogród kryje zresztą wiele niespodzianek: dwie rozłupane srebrne głowy, fontannę, w której woda tryska z figurek toreadorów, i siedziska ogrodowe – różowe usta pod tiulem moskitiery. Na piętrze, w pracowni Dalego, pod sufitem wisi wielka, malowana w kwiaty papierowa parasolka, z którą artysta spacerował, mimo że była kilka razy większa od niego samego. Duże wrażenie robi sypialnia. Naprzeciw swojego łoża Dali zainstalował pod kątem do okna lustro, tak by bez wychodzenia z pościeli oglądać wschód słońca.
Często się chwalił, że widzi go jako pierwszy w Hiszpanii, bo niedaleki, skalisty Cap de Creus to najdalej na wschód wysunięta część Półwyspu Iberyjskiego. Na końcu cypla stoi atrapa latarni morskiej, która zagrała w ekranizacji powieści Juliusza Verne’a „Latarnia na końcu świata”. Trudno o trafniejszy tytuł.

Muzeum Dalego w Figueres. fot. Fotolia


W krainie czarów
W drodze do rodzinnego miasta Dalego, Figueres, zatrzymuję się w Sant Pere de Pescador. Podoba mi się nazwa tego położonego u ujścia rzeki miasteczka. Intuicja mnie nie zawodzi. Plaża jest piękna i niemal pusta, a w dodatku odkrywam Mas Guso – restaurację, bar, winiarnię i sklep w jednym. Wyborne ryby, tapas i prosecco można kosztować na miejscu, ale też kupić na wynos. Gdy więc jadę do Figueres, w bagażniku dzwonią mi słoiczki z oliwkami i tapenadą, a także butelki wina z niedalekiego regionu Penedès.
W Figueres czeka mnie porządna dawka zwiedzania: 360 dzieł w Teatro-Museu Dalí, fascynującym muzeum stworzonym przez artystę. Fasadę budynku pomalowano na ceglanołososiowy kolor. Na gzymsie w szeregu stoją białe jaja, na przemian ze złotymi figurami pływaków. Przypominają trochę Oscary postawione dla żartu na weselnym torcie. Ściany Dali ozdobił zakrętasami żółtego, katalońskiego chleba. Całość zwieńcza szklana kopuła. Szaleństwo tej fasady zapowiada, co będzie się działo w środku. Wchodzę na dziedziniec, gdzie na kolumnie z opon samochodowych unosi się naturalnych rozmiarów żółta „Łódź Gali”, z której spływają zastygłe błękitne krople wody. Pod nią „Deszczowa taksówka”, czyli czarny cadillac, w którym wśród sztucznego bluszczu i sączącej się wody toną dwa manekiny.

fot. east news
Reklama

Dali w swój świat nie wprowadza zwiedzającego łagodnie. Od wejścia nokautuje. W holu muzeum wiszą dwa obrazy, w których bawi się iluzją. Na gigantycznej płachcie widzę nagą sylwetkę stojącej tyłem i wyglądającej przez okno Gali. Gdy omiatam wzrokiem cały obrazy, widzę... trójwymiarowy portret Abrahama Lincolna. Dali eksperymentował z techniką 3D już w 1976 roku.
Na wystawie Dalí Joies w ciemnościach, które rozświetlają błyski złota, diamentów, rubinów, podziwiam stworzoną przez Dalego biżuterię. Broszka w kształcie ust, „Oko czasu” z platynowo-diamentowo-rubinowym zegarkiem zamiast źrenicy. Wisior, w którym bije rubinowe „Królewskie serce”. Kobietą, która nosiła te wszystkie cacka, była jego ukochana Gala. Błyskotki dawał jej na co dzień, na urodziny podarował zamek.
Na złotym tronie
Zamek w Púbol to ostatni z katalońskiego trójkąta surrealizmu. Wśród kamiennych średniowiecznych murów w ogrodzie stoją gigantyczne słonie, a w holu wypchany koń. Gala miała tu złoty tron i łoże z baldachimem. A sam Dali, któremu król Hiszpanii przyznał w 1975 roku szlachectwo, tytułował się marquès de Dalí de Púbol.
Tu kończy się katalońska podróż śladami Salvadora Dalego. Gdy wjeżdżam z powrotem na autostradę do Barcelony, mam wrażenie, że wracam z innego, surrealistycznego świata, który Dali w genialny sposób poprzeplatał ze swoją teatralną codziennością.

Trójkąt Dalego
Tworzą trzy miejscowości: Cadaqués (Port Lligat), Figueres i Púbol. Bilety do muzeów kosztują od 7 do 12 euro. www.salvador-dali.org
Zamek w Púbol Castel Gala Dali. Bilet 8 euro. www.salvador-dali.org
Jak dotrzeć samolotem
Do Barcelony (od 600 zł) lub Girony (od 240 zł). www.e-sky.pl
Pociąg z Barcelony do Figueres jedzie 2 godz. (ok. 14 euro).
Gdzie spać
Hotel Playa Sol w Cadaqués. Ok. 120 euro. www.playasol.com
Plaza Inn w Figueres. Ok. 80 euro. www.plazainn.es

TEKST: Anna Jankowska
ŹRÓDŁO: magazyn ELLE

Reklama
Reklama
Reklama